środa, 11 czerwca 2014

Rozdzial 8

- Wszystko w porządku? - do moich uszu dobiegło ciche pytanie Cassie, które odbijało się w mojej głowie przez kilka sekund.. Dopiero te słowa otrzeźwiły mój umysł. Lekko kiwnęłam głową w stronę Cassie, żeby uspokoić ją. Zebrałam się na odwagę i na ugiętych się nogach podeszłam do chłopaka przy ostatnim stoliku. Zajęłam miejsce na krześle, które stało wprost naprzeciw mojego towarzysza. Kiedy Justin podniósł wzrok znad blatu stołu, momentalnie przeszyły mnie dreszcze. - Melanie, musimy poważnie porozmawiać - mówiąc to ujął moją dłoń spokojnie spoczywającą na stoliku. - Również chciałam porozmawiać, więc słucham - przyzwoliłam mu na kontynuowanie swojej wypowiedzi. - Przepraszam Cię, tak strasznie mi przykro - głos mu się załamał. - Przepraszam, że wciągnąłem Cię w to całe bagno. - Justin - zająknęłam się. - Nie masz za co przepraszać! To nie twoja wina. Ja już dawno ci wybaczyłam. Wiem, że to dziwne, ale chciałabym żebyś w jakiś sposób uczestniczył w moim życiu. Ciągniesz mnie do siebie jak światło ćmę. Wiem, że w głębi duszy jesteś bardzo wartościowym człowiekiem - wypowiadając ostatnie słowa z moich oczu wypłynęło kilka drobnych łez. - Hej, nie płacz! - uśmiechnął się ocierając łzy z moich policzków. - Nie jestem tego wart - dodał. Dłońmi przetarłam swoją twarz jednocześnie biorąc głęboki oddech na uspokojenie. - Okej - zaciągnęłam nosem. - Wydaje mi się, że musimy spróbować zostać przyjaciółmi - uśmiechnęłam się chwytając dłoń Justina, która ocierała ostatnią spływającą łzę. - Jak najbardziej jestem za - złączył usta w kreskę próbując ukryć zbyt przesadny uśmiech. - To wspaniale - przytuliłam się do niego zaraz po wypowiedzeniu tych słów. - W takim razie chodźmy się bawić! Podeszliśmy do moich znajomych, a ja od razu wkręciłam się do rozmowy. Wszyscy się dobrze bawili, co przysporzyło mi kolejnego uśmiechu na twarzy, Byłam tak pochłonięta zabawą, ze zapomniałam o obecności Justina. Rozejrzałam się dookoła własnej osi aby odszukać mojego towarzysza, ale jak się zdawało nie było już go w tym pomieszczeniu. Pospiesznie wybiegłam przed kawiarnie rozglądając się po okolicy otaczającą moją osobę. Niestety za późno zareagowałam, bo Justina nie było już nigdzie widać. Zrezygnowana wróciłam do pomieszczenia gdzie wszyscy zacięcie ze sobą dyskutowali. Zabrałam z wieszaka kurtkę, czapkę oraz szalik i bez słowa wyszłam z kawiarni. Udałam się do domu gdzie miałam zabrać się za pracę domową, której jeszcze nie ruszyłam. Kiedy dotarłam na miejsce włożyłam kluczyk do zamku aby dostać się do środka. W przedpokoju zdjęłam kurtkę oraz akcesoria zimowe po czym weszłam na piętro kierując się do mojego pokoju. Wyciągnęłam z szafki książki rzucając się na łóżko. Usiadłam obok rozrzuconych książek i zabrałam się za ich przeglądanie. Zatracona we wzorach matematycznych usłyszałam dźwięki dobiegające zza okna. Było to najpierw jedno ciche stukniecie, a potem dwa znacznie głośniejsze od pierwszego. Zaciekawiona wyszłam na balkon spoglądając na taras mieszczący się piętro niżej. Ku mojemu zdziwieniu stał tam strasznie zdenerwowany Justin. - Co się stało? - zapytałam z przejęciem. - Czekaj nie odpowiadaj. Zaraz do Ciebie zejdę - rzuciłam pospiesznie. - Dobrze! Tylko pamiętaj wyjdź tylnym wyjściem, Mel - krzyknął, gdy wychodziłam z balkonu. ,,Tylko wyjdź tylnym wyjściem, Mel'' - cały czas jego słowa brzmiały mi w głowie niczym echo. Musiało się stać coś poważnego. Miałam już najczarniejsze myśli w głowie. W imponującym czasie dotarłam na taras po czym usiadłam na ławce, na której siedział również Justin. Choć zimno mroziło moje ciało to i tak bardziej głowę zaprzątały mi pytania. Wbiłam wzrok w jego oczy oczekując odpowiedzi. - Mój ojciec wysłał swojego pracownika aby Cię dopadł, Mel - spuścił głowę. - Strasznie Cię przepraszam, ale nie spocznę póki nie będziesz bezpieczna - ujął moją twarz w swoje dłonie. Dopiero po chwili dotarło do mnie co tak naprawdę mnie czeka. Z moich oczy wypłynęły łzy i spojrzałam na Justina z obawą. - Nie płacz! Wszystko się jakoś ułoży. Damy radę, zobaczysz! - wtuliłam moją głowę w jego opiekuńczy tors. Przez chwilę poczułam się bezpiecznie, ale gdy oderwałam się od Justina strach powrócił. Jeszcze nigdy w życiu tak się nie bałam. - Jak ty to sobie wyobrażasz? Dopiero co skończyłam siedemnaście lat, a ty też do najstarszych nie należysz. Jak ma się udać nam z nimi wygrać? - wpadłam w panikę, co nie służyło naszej sytuacji. - Najpierw wyjedziemy do Nowego Jorku. Tam nas nie znajdą. Zobaczymy jak się sprawa dalej rowinie. Jeśli jakimś cudem nasz odszukają to pomyślimy nawet o Europie. Melanie, zrobię dla Ciebie wszystko! - złączył usta w prostą kreskę. - Czy ty myślisz? Czym tam pojedziemy? Co powiem mamie? To się nie uda, Justin - spuściłam głowę godząc się ze swoim losem. - Nawet tak nie myśl! Uda nam się. Mam swoje auto. Już nim tu przyjechałem. Musimy wyjechać przed powrotem twojej mamy. Zostawisz jej liścik, w którym jej wszystko wytłumaczysz. Mel, musimy działać - potrząsnął mnie za ramiona. - To twoja szansa! Nawet nie wiesz do czego zdolny jest mój ojciec - z jego oka wyleciała łza. - Nie wytrzymałbym gdyby coś Ci się stało! - Dobrze - westchnęłam ocierając mu łzę. - Zróbmy tak - na moją twarz wkradł się lekki uśmiech. - W takim razie nie mamy wiele czasu. Idź napisać liścik, zabierz parę potrzebnych rzeczy i wyjeżdżamy - rozkazał. - Ja tu na Ciebie zaczekam - po chwili dodał. - Bez słowa poleciałam do domu. Pobiegłam na górę, gdzie w biegu zaczęłam pakować rzeczy do torby. Zabrałam kilka bluzek, parę par spodni i bieliznę. Nie wiedziałam na co konkretnie miałam się szykować. Z łazienki zgarnęłam najpotrzebniejsze kosmetyki. Rozejrzałam się po pokoju i w ostatniej chwili zabrałam mój telefon z biurka. Zeszłam na dół gdzie napisałam kilku zdaniowy list do mamy. Nie wytłumaczyłam jej o co konkretnie chodzi, ale przeprosiłam ją za to najszczerzej jak potrafiłam i dodałam, ze niedługo się odezwę. Zabrałam kurtkę, czapkę i szalik, ubrałam buty. Ostatni raz rozejrzałam się po domu i wyszłam przez tylne drzwi na taras. - Mam wszystko - rzuciłam spoglądając na chłopaka siedzącego w miejscu, w którym go zostawiłam. - To chodź musimy ruszać - podszedł do mnie i zabrał ode mnie torbę podróżną. Ruszyliśmy do furtki, która prowadziła na wąską uliczkę gdzie stał samochód mojego towarzysza. Był to czarny Range Rover. Usiadłam na siedzeniu pasażera, a Justin dołączył do mnie po tym jak zapakował moje rzeczy do bagażnika. Spojrzał na moją wystraszoną twarz po czym złapał mnie opiekuńczo za rękę. - Nie bój się! Ochronię cię, Melanie - przymrużył oczy biorąc głęboki wdech. Położył ręce na kierownicy i wkomponował się w swój fotel. - Przed nami 800 mil drogi. Uratuje cię, Mel! Obiecuje - westchnął. Od autora: Wiem, wiem strasznie krótkie i w dodatku jeszcze długo nie dodawałam. Przepraszam was bardzo za to. Jakoś nie miałam takiej motywacji, żeby do tego zabrać. Mam jednak, że większość mnie jednak nie opuściła i że nie pisze dla nikogo. No teraz można powiedzieć, że akcja naprawdę się zaczęła. Mam nadzieje, że podoba się wam mój pomysł. Oczywiście jeśli coś jest nie tak to śmiało mówcie :) Nie jestem profesjonalistką, więc przyda mi się trochę konstruktywnej krytyki. Jeśli macie jakieś pytania to śmiało, na pewno odpowiem na nie przy następnym poście :d Dziękuje wam za to, że ze mną jesteście (oczywiście jeśli jeszcze ktokolwiek został :d), wasze komentarze dają mi motywacje dalszego pisania. Dla was to tylko kilka sekund, a dla mnie to bardzo wiele znaczy :) Do napisania!

1 komentarz: