środa, 11 czerwca 2014

Rozdzial 7

Z PERSPEKTYWY JUSTINA Dużo kosztowało mnie, aby odstawić wszystkie uczucia jakimi darzyłem Melanie. Wciąż w mojej głowie rozbrzmiewały jej ostatnie słowa. Wtedy miałem ochotę obdarzyć ją pocałunkiem, który mógłby zatrzymać czas, który był naszym ogromnym wrogiem. Jednak gratulowałem sobie, że zachowałem trzeźwość umysłu, bo to mogło kosztować Mel. Jedynie bolało mnie to, że zaprzepaściłem coś na co pracowałem prawie dwa miesiące. W dodatku ten straszny ból duszy, który pierwszy raz doświadczam. Od tamtego wieczoru stale biłem się z myślami przechodzącymi przez moją głowę. Dość często również z moich oczu wypływały samotne łzy jednak zaraz wycierałem je opuszkami palców. Aby zagłuszyć swoje uczucia zatracałem się w swojej pracy. Przyjmowałem znacznie więcej zleceń. Robiłem to w szczególności dla Melanie, aby uchronić ją przed moim ojcem. Nie wiedziałem co chcę tym zdziałać, ale zrobiłbym wszystko dla niej. Dosłownie wszystko! Jednak żyłem ze świadomością, że mój tata na niezbyt długo może wstrzymać zamówienie. A co potem? Jak ochronie Melanie przed nim? Nie chciałem, żeby cierpiała i dlatego musiałem zacząć działać. Zgasiłem papierosa o betonowy krawężnik, na którym siedziałem. Wróciłem do mojego Range Rovera takim krokiem jakbym szedł na skazanie. Po wślizgnięciu się na siedzenie kierowcy, chwyciłem pewnie kierownice i oparłem głowę o zagłówek, zupełnie jakbym chciał się z nim zrosnąć. Nie chcąc więcej rozmyślać odpaliłem auto przekręcając, już tam będący, kluczyk w stacyjce. Chwile poburczał zanim wskoczył na wyższe obroty. Wycofałem auto, kierując się na asfaltową ulicę. Znajdowałem się na przedmieściach w miejscu, gdzie dawniej stał mój dom rodzinny, lecz gdy mama musiała opuścić miasto mój ojciec postanowił zrównać go z ziemią. To była jedna z tych decyzji, których nie potrafię mu wybaczyć. On zrujnował miejsce w którym tętniło aż od moich dobrych wspomnień. Dlatego tak bardzo lubowałem wracać w to miejsce, choć z perspektywy innych nie było do czego. Kiedy ten dom legł w gruzach, razem z nim poszło w piach moje bezproblemowe życie. Z PERSPEKTYWY MELANIE Bardzo zastanawiał mnie fakt twierdzący o moim odpychaniu między ludzkim. Traciłam wszystkich, na których mi zależało. Jedyną osobą, którą udało mi się odzyskać był Nate. Wydawało mi się, że to jakoś zakończyło złą passę, ale najwidoczniej byłam w błędzie. Wczorajszy wieczór dał mi dużo do myślenia. Zaczęłam dostrzegać same zalety w ludziach. Przede wszystkim zrozumiałam, że moje błahe problemy są niczym w porównaniu z trudnościami innych. Pierwszy raz moje całe ciało zostało całkowicie zniszczone przez uczucia. W tym roku nawet święta nie wzbudzały we mnie krzty euforii. Moja rodzina od kilku godzin świętuje na dole, ale ja nie mam siły aby do nich dołączyć. Przez moje łóżko przebiegły wibracje. Rozkopałam kołdrę w celu znalezienie mojego telefonu, który mógł je wydać. Znalazłam ja po chwili walki z prześcieradłem pod poduszką. Przyszedł sms, który po jednym dotknięciu wyświetlił się na ekranie. Będę u Ciebie za 10 minut i nawet nie próbuj się wykręcać! Nate. Otarłam opuszkami łzy spływające po moich policzkach, o których istnieniu nawet nie wiedziałam. Naprawdę nie chciałam pokazać Natowi, że coś jest nie tak. Podeszłam do komody, z której wytargałam gumkę do włosów. Związałam za jej pomocą wysoką kitkę niemal na czubku mojej głowy. Następnie udałam się do łazienki, gdzie opłukałam twarz i zakryłam pudrem ogromne wory pod oczami, Przejrzałam się w lustrze i nie byłam zadowolona swoim widokiem. Wyglądałam okropnie! Na pierwszy rzut oka widać było, że przepłakałam całą noc. Wiedziałam, że muszę się ogarnąć, ale to nie było takie łatwe jak mi się wydawało. Oparłam ręce o brzeg umywalki, głowę zwiesiłam bezwładnie pomiędzy ramionami. Nie wytrzymywałam tego. Chciałam powrócić do normalnego życia. Bez zmatowień bez zobowiązań. Tylko ja i moi przyjaciele. Ale niestety nie mogłam tego zrobić. Co się stanęło to się nie odstanie i trzeba sobie z tym poradzić. Wszystkie sprawy, które aktualnie były na mojej głowie dały się rozwiązać, tylko musiałam się solidnie postarać. Jak do tej pory nawet z myciem zębów się nie radziłam, ale pora zmienić coś w moim życiu. Nikt inny tego za mnie nie zrobi. Jednak strasznie przytłaczały mnie myśli, twierdzące, że jestem w niebezpieczeństwie, że odpycham dobrych ludzi. Najgorsza z nich mówiła o tym iż źle oceniłam kogoś, kto tak wiele dla mnie zrobił. Wyprostowałam się, a zaraz potem ruszyłam do mojego pokoju, ponieważ usłyszałam delikatne pukanie. Kiedy przed nimi stanęłam, złapałam za klamkę i przyciągnęłam ją do siebie po uprzednim naciśnięciu jej. Za nimi zobaczyłam moją mamę i lekki uśmiech, który gościł na jej twarzy. - Przyszedł Nate - zaczęła. - Wpuścić go? - zerknęła na mnie niepewnie. - Tak - odpowiedziałam podrażnionym głosem. Zdałam sobie sprawę jak moje gardło napuchło przez nieustający szloch w nocy. Gdy zobaczyłam nadchodzącego chłopaka, rozchyliłam drzwi w celu wpuszczenia go do mojego pokoju. On bez namiętnie przeszedł obok mojego ramienia. Zatrzymał się dopiero siadając na moje łóżko. Podeszłam do niego i zajęłam miejsce obok niego. - Teraz mów - pokrzepiająco dotknął mojego ramienia. - Ale co? - wypaliłam. Nie byłam pewna czy wiem o co mu chodzi. - No wiesz - zaczął. - Chodzi o tego chłopaka, którego spotkaliśmy wczoraj na dachu. Powiedz tylko co Cię z nim łączy lu łączyło - spojrzał mi głęboko w oczy i przeszył całe moje ciało swoim wzorkiem. Skrzywiłam się i skierowałam wzrok w stronę okna. - W takim razie - wzięłam głęboki wdech, wracając z wzrokiem na jego osobę. - To był Justin. Poznałam go niespełna dwa miesiące temu. On - wypowiedziawszy to, złączyłam wagi w cienką kreskę. - On na to wychodzi, że uratował moje życie. Sama dowiedziałam się o tym dopiero wczoraj... - Zaraz - przerwał mi. - Jak to uratował ci życie? Co do cholery działo się jak mnie nie było? - No cóż - jęknęłam. - Pod koniec października miałam tak jakby wypadek. Gdy przechodziłam przez ulice nie rozglądnęłam się odpowiednio co po części to spowodowało. Jechało na mnie rozpędzone auto. Na szczęście na miejscu był Justin, który w odpowiednim czasie zepchnął mnie spod kół wozu - zamilkłam. - Oh, Mel tak strasznie mi przykro, że Ci się to przytrafiło. Ja... Ja nie wiedziałem - mówiąc to spuścił wzrok. - Nie szkodzi, naprawdę. Najważniejsze, że nic nikomu się nie stało - posłałam mu ciepły uśmiech. - Wracając do Justina. W końcu się zaprzyjaźniliśmy, choć nie było łatwo. Nie ufałam mu, co się okazało największym błędem. To jest naprawdę dobry chłopak, ale przez cały ten czas źle go oceniałam. Teraz jest już za późno na jakiekolwiek przeprosiny - spuściłam głowę, ściszając głos przy ostatnim wypowiedzianym zdaniu. - Mel nigdy nie jest za późno na przeprosiny - mówiąc to, poklepał mnie pokrzepiająco po ramieniu. - On na pewno zrozumie - dodał po chwili namysłu. - Możliwe, ale nie w naszym przypadku Jest parę szczegółów, o których ci nie powiedziałam, ale niestety nie mogę ci ich zdradzić Tak więc nie sądzę Nate - skrzywiłam się. - Jak nie spróbujesz to się nie dowiesz - wyprostował się jak struna, wstając na równe nogi. - Eh... - westchnęłam - W sumie to może masz racje, ale nie wiem gdzie go szukać. Byłam parę razy u niego, ale raczej nie jestem tam mile widziana. Uwierz mi na słowo - zagryzłam wargę. - Teraz jednak musisz ruszyć na przód. To oczywiście nie oznacza zostawienia przeszłości w tyle. To oznacza zabranie przeszłości ze sobą. Musisz przestać rozpamiętywać tylko ruszyć do przodu. - Chyba masz racje. To od czego zaczynamy? - wstałam, podchodząc do mojego towarzysza. - Muszę cię gdzieś zabrać - mówiąc to, wystawił rękę w moją stronę. - Widzisz jak ja wyglądam? - spojrzałam spod byka na Nata. - Dzisiaj się nigdzie stąd nie ruszam. - Nawet mi nie marudź. Nie wyglądasz wcale, aż tak źle. Włóż po prostu jakieś spodnie i do tego sweter i wychodzimy - złapał mnie za rękę, ciągnąc w stronę szafy. Od niechcenia przeglądnęłam szafki w poszukiwaniu odzieży. Po paru minutach wyciągnęłam beżowe spodnie i granatowy sweter, po czym poszłam do łazienki, aby to na siebie nałożyć. - Gotowa - mruknęłam, gdy wyszłam z toalety. - To wspaniale - krzyknął, po czym pociągnął mnie za rękę wyprowadzając mnie z pokoju, a następnie z całego domu. - To gdzie idziemy? - zerknęłam na mojego towarzysza. - Zobaczysz - słysząc taką odpowiedź, wiedziałam, że nie dowiem się tego dopóki nie dotrzemy na miejsce. Droga nie była długa, a ja po paru minutach domyśliłam się dokąd zmierzamy. Udawaliśmy się do Berry's moje ulubionej kawiarenki. Zauważyłam po drugiej stronie ulicy zielony szyld i w tym momencie przed oczami przeleciała mi cały wypadek. Jaskrawe światła zatańczył przed moimi oczami, a głośne klaksony zatrąbiły prosto do moich uszu. Sparaliżowało moje całe ciało, gdy stałam na krawężniku i byłam gotowa do przejścia przez jezdnie. - Hej, Mel co jest? - mówiąc to szturchnął moje ramię. Na te słowa jakbym się przebudziła, zaczęła na nowo funkcjonować. - Nic się nie stało - prychnęłam obojętnie. Pociągnęłam go za ramię Nata, aby następnie dostać się na drugą ulicę. Znajdując się przed wielkimi, szklanymi drzwiami, prowadzącymi do mojej ukochanej kawiarni, pchnęłam je mocno, aby dostać się do środka. Gdy znalazłam się w pomieszczeniu, prawie dostałam zawału. Znajdowali się tam moi bliscy i gdy wchodziłam wiwatowali i krzyczeli. Dopiero po chwili zorientowałam się, ze to impreza urodzinowa, a w dodatku moja. Przez całe to zamieszanie zapomniałam, że dzisiaj kończę siedemnaście lat. Wzruszyłam się w skutku czego z moich oczu popłynęły łzy. Przytuliłam Nata, a zaraz potem moją mamę stojącą nieopodal od nas. - Mel - usłyszałam głos Cassie dobiegający zza moich pleców. - Hej, przyznaj się, też maczałaś w tym palce - mówiąc, to zaśmiałam się szczerze, pierwszy raz od bardzo dawna. - Poniekąd - skrzywiła się. - Bo.. - zaprzestała mówić na chwile. - Bo, ktoś chciał z tobą porozmawiać - odetchnęła. Zaraz po tym jak wypowiedziała te słowa, pokazała palcem na ostatni stolik, stojący w kącie. Kiedy spojrzałem za jej wskazówką, dostrzegłam chłopaka tam siedzącego. Jego głowa skierowana była w podłogę, a łokcie miał oparte na kolanach. Po jego sylwetce dostrzegłam, że tym mężczyzną był właśnie Justin. Na moment w mojej piersi zabrakło powietrza, a mojego nogi odmówiły posłuszeństwa. Usiadłam na krześle i wbiłam wzrok w podłogę. Od autora: Strasznie opornie mi szedł ten rozdział. Co zabierałam się do pisania to zapisywałam tylko jedno zdanie, bo nie mogłam nic wymyślić. Dlatego też rozdziału nie było tak długo. W tym momencie kolejny raz przepraszam za to, ale mam nadzieje, że teraz będzie już coraz lepiej :) Nie wiem co sądzić o tym rozdziale, więc ocene zostawiam tylko i wyłącznie wam. Więc zabierejcie się za kometarze, bo musicie wiedzieć, że one strasznie dużo dają. Naprawdę to was nic nie kosztuje, zajuje pare minut, ale te pare słów odnośnie tego co tutaj tworze jest dla mnie bardzo ważne ASK Do napisania mordeczki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz