środa, 11 czerwca 2014

Rozdzial 2

Kołysałam się na krawędzi nierównego chodnika. Do głowy wciąż wracały urywki wspomnień z przed tygodnia. Jaskrawe światła, pisk opon, uderzenie pozbawiające oddechu i ta wdzięczność za uratowanie tak nie wiele wartego życia. Wszystko wydarzyło się tak szybko. Na myśl na suwało się tak wiele myśli. Kto był moim zbawicielem? Kto był tak odważny, by rzucić się bez namysłu pod rozpędzony samochód? Nie pamiętałam jego twarzy. Brązowe oczy - takie właśnie miał. Jedyna część ciała, która pozostała w mojej pamięci i wracała w każdym śnie. Od jakiegoś czasu wracałam na miejsce wypadku, aby zatracić się w dobrych wspomnieniach. W wyobraźni podziwiać nieznajomego. Wydawać by się mogło, że zwariowałam. Czasami ja też zaczynam w to wierzyć. Bez względu na wszystko do końca życia pozostanę mu dłużna. Obróciłam się na pięcie kierując się w stronę mojej ulubionej kawiarenki. Popychając ciężkie, szklane drzwi weszłam do środka. W powietrzu unosił się aromat świeżo parzonej kawy. Zajęłam miejsce rozkoszując się wspomnieniami z dzieciństwa. Kiedy byłam mała przychodziłam tutaj z mamą w zimne grudniowe wieczory. Siadałyśmy przy tym stoliku. Mama zamawiała gorącą czekoladę z bitą śmietaną. Sympatyczny kelner podawał ją nam do stolika. Rozmawiałyśmy o nadchodzących wakacjach. Zastanawiałyśmy się jak je spędzimy, gdzie pojedziemy, jaki kraj odwiedzimy. Gorący przysmak rozgrzewał nasze ciała. Kiedy zmarł mój tata moja mama musiała więcej pracować. Nie miała dla mnie za dużo czasu. Zawsze powtarzała, że mi to jakoś wynagrodzi. Nie gniewałam się na nią za to. Rozumiałam, że musi się teraz bardziej przyłożyć, żeby zapewnić mi i mojej siostrze dobrą przyszłość. Dlatego musiałam się uniezależnić. Poruszać własnymi ścieżkami. Kawiarnia na zawsze pozostanie dla mnie magicznym miejscem. – Melanie – usłyszałam znajomy głos dochodzący z nad mojej głowy. – Cześć Cassie – przywitałam ja radosnym uściskiem. – Zamówić to co zawsze? – zapytała mając na myśli gorącą czekoladę. – Pewnie – zgodziłam się odprowadzając ją wzrokiem do baru. Cassie była szczupła, niebieskooką blondynką. Przyjaźniłyśmy się od dzieciństwa. Znacznie łatwiej przychodziły jej nowe znajomości. Zawsze dziękuje Bogu, że mam kogoś tak bliskiego z kim mogę porozmawiać na każdy temat. Ostatnio w jej rodzinie działo się dużo przykrych rzeczy. Jej rodzice się rozwiedli, ale jakby tego było mało jej mama zaginęła w nieokreślonych okolicznościach. Cass przez długi czas nie mogła sobie poradzić z ciężkimi dla niej wydarzeniami. Pomagałam jej jak tylko mogłam. Prawie każdy weekend spędziła na moich kolanach wypuszczając wiadra łez. Rozumiałam ją, więc starałam się nie poruszać tego tematu. Często leżałyśmy na moim łóżku wypatrując rozwiązań w suficie. Po paru tygodniach zrozumiała, że tak być nie może i powróciła do normalnego życia. Pod moim nosem stanęła parująca czekolada ozdobiona bitą śmietaną. Zabrałam się do przełykania ciepłego smakołyka. – Jak się czujesz? – zapytała troskliwie. – Z każdym dniem coraz lepiej. Nie odniosłam jakiś wielkich obrażeń. Jedynie na moim ciele powstały liczne siniaki, które obecnie prawidłowo się goją – zapewniłam przyjaciółkę. – Dostałaś już wyniki badań? – rzuciła kolejne pytanie bojąc się o moje zdrowie. – Tak. Na szczęście wstrząs mózgu nie zostawił po sobie żadnych powikłań. W takim wypadku nie mam się już o co martwić – uśmiechnęłam się uspokajając Cassie. – A wiesz już kim był ten chłopak? – zabawnie poruszyła brwiami. – Przestań tak robić – zaśmiałam się. – Niestety nie wiem kim był. Bardzo chciała bym mu podziękować za to co dla mnie zrobił. Świadkowie będący na miejscu zdarzenia powtarzają, że zaraz po telefonie na pogotowie zniknął – wzruszyłam ramionami. – W takim razie postąpił nieodpowiedzialnie – stwierdziła. – Nie możesz tak mówić. Dużo dla mnie zrobił. Może gdzieś się śpieszył. Nie uważam, że zostawiając mnie tam naraził mnie na jakąkolwiek krzywdę – wstawiłam się za nim i będę to robić tak długo jak trzeba będzie. – Muszę lecieć – powiedziałam dopijając napój. – Ok. Pa – przytuliła mnie na pożegnanie. * Zataczałam kółka, tańczyłam do rytmu ulicznego. Ruch wydawany przez moje ciało wydawał się uspokajać każdą komórkę mojego organizmu. Mogłam zatracić się w rytmie mojej duszy, stać się inną osobą. Właśnie tego najbardziej potrzebowałam, tej świadomości zmieniany tożsamości. Wydaje mi się, że tata zaraził mnie tańcem, żebym mogła wyrażać siebie. Co prawda nie chodzę na lekcje. Sama wymyślam kroki. Do niedawna pomagał mi w tym mój ojciec, ale kiedy go zabrakło musiałam się kształcić samotnie. Dopiero wtedy naprawdę zaczęłam poznawać moje ciało. Każdy ruch stawał się częścią mnie. Łączyłam po szczególne style ze sobą. Tworzyłam własny styl. Szukałam czegoś co mnie określi. Dalej tego szukam, ale wydaje mi się, że jestem na dobrej drodze. Miejsce w którym teraz się znajduje pokazał mi tata. On również przychodził tu kiedy był młody. Nie przychodzę tu tylko dla tańca. Lubie tutaj myśleć. Marzyć o przyszłości. Nie pokazałam nikomu tego miejsca. Tak naprawdę jest to kawałek ziemi na którym mogę pobyć w samotności. Wydaje mi się, że kiedyś podzielę się z kimś tak cudownym otoczeniem, ale to musi być osoba na prawdę bliska memu sercu. Mój tata postąpił podobnie pokazując je mnie. Zaczynał dostrzegać jak ważna jestem dla niego. Był jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Strasznie mi go brakuje. Tańcząc wydaje mi się jakby był obok. Naśladował moje kroki. Chwalił mnie za dobrze wykonaną chorografie. Dlatego tak lubię to robić. Justin Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Kiedy wspiąłem się po drabince przeciwpożarowej na szczycie budynku zauważyłem wirującą dziewczyne. To nie był byle kto. Była to dziewczyna którą tydzień temu uratowałem. Miała piękne brązowe włosy lśniące w promieniach słabego, październikowego słońca. Smukłe ciało pokazujące każdy krok. Schowałem się za metalową konstrukcją, żeby mnie nie dostrzegła. Poruszała się tak pięknie. Chciałem do niej podejść. Zacząć tańczyć razem z nią. Jeszcze nigdy nie widziałem kogoś kto tańczył równie dobrze. Zrobiła obrót zatrzymując się. Podeszła do krawędzi dachu. Usiadła chowając twarz w ręce. Płakała? Chciałem do niej podbiec, przytulić ją, zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Nie znałem nawet powodu dla którego płakałam. Mogłem snuć różne teorie. Rodzina, przyjaciele, miłość... Ruszyła w stronę drabinki, a ja położyłem się na zimnym betonie. Gdy zniknęła podszedłem do miejsca w którym nie dawno płakała. Melanie Postanowiłam wrócić do domu, jednak zanim do niego się pokierowałam weszłam na cmentarz. Podeszłam do grobu mojego ojca. Usiadłam na ławce wbijając wzrok w płytę nagrobną. Andrew Brown – powtarzałam w myślach. Z oczu wypływały kolejne łzy. Tak bardzo żałowałam, że nie ma go teraz przy mnie. Nie może złapać mnie za rękę. Zaprowadzić do domu twierdząc, że robi się ciemno. Przeżegnałam się ruszając w drogę powrotną. Otarłam łzy wychodząc na ulice. Włożyłam w uszy słuchawki puszczając piosenkę Chris’a Brown’a – Don’t wake me up. Zatraciłam się w rytmicznej muzyce. * Leżałam na kanapie, czekając na powrót mamy. Codziennie robiłam jej kolacje, aby osłodzić jej końcówkę dnia. Troszczyłam się o nią. Kiedy mojej rodzicielki nie było w domu zajmowałam się moją siostrą. Chciałam wypełniać za nią jak najwięcej obowiązków, by mogła się skupić na swojej pracy. Kiedy nareszcie usłyszałam pukanie do drzwi pobiegłam otworzyć. Mocno ją przytuliłam po czym wzięłam siatki z zakupami. – Cześć mamo – wypowiedziałam radośnie. – Co dziś zrobiłaś na kolacje? – zapytała masując się po brzuchu. – Nic specjalnego. Nie miałam dzisiaj wiele czasu, więc musisz się zadowolić kanapkami – powiedziałam kładąc na stół dwa talerze. – Jeżeli to twoje słynne kanapki to nie mam na co narzekać – usiadła na krześle zabierając się do pałaszowania. Zawsze, gdy wracała była strasznie głodna. – A powiedz jak się czujesz? – zapytała. – Znacznie lepiej. Byłam dzisiaj się spotkać z Cassie, a potem poszłam trochę potańczyć – zrelacjonowałam jej cały dzień. – Melanie mówiłam żebyś nie tańczyła jeszcze. Dobrze wiesz, że nie wszystkie rany się wygoiły – przypomniała troskliwie. – Tak, tak wiem, ale poruszanie się naprawdę mi pomaga – powiedziałam kończąc kanapkę. – Pójdę na górę – oznajmiłam. – Jestem strasznie zmęczona – dodałam. – Dobrze kochanie – zgodziła się mama. Popędziłam w stronę mojego pokoju. _____________________________________ No to mamy 2 rozdział. Mam nadziej, że wam się podobał i nie będziecie zawiedzeni. Wiem, że jest krótki, ale następny postaram się zrobić dłuższy. Chcę rozwiać wszystkich wątpliwości i zaznaczyć, że Justin nie jest detektywem. hahahahaha. ;d Jeśli ktoś chce być informowany to może zostawić bloga lub gg. Wiem, że nikt pewnie z was nie czytał mojego bloga na onecie. http://jb-fuckin-perfect.blog.onet.pl Jednak jeżeli znajdzie się taka osoba to chciałam przeprosić, że nie kontynuuje tego bloga. Stało tak się dlatego iż zapomniałam e-maila do tego bloga. Wychodzę teraz z propozycją, że jeżeli ktoś by chciał żebym go kontynuował to proszę powiedzieć. Zacznę go pisać na blogspocie od nowa. Coś mi się poprzesuwało, mam nadzieje, że to nie będzie dla was kłopot. Jeśli ktoś będzie miał z tym jakiś problem niech napisze, a ja to spróbuje jakoś zmienić. Za utrudnienia przepraszam. ;) Bey

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz