Justin
Nerwowo trząsłem nogą, czekając na spotkanie z ojcem. Jak co dzień, o tej samej porze dostawałem kolejne zadanie. Mój ojciec bez żadnych skrupułów opisywał coraz to nowsze dziewczyny. Lubił tą pracę. Czerpał z niej adrenalinę. Przekładał ją nad najważniejsze wartości takie jak rodzina, honor, czy też wiara. Jego pracownicy idealnie oddawali jego charakter. Byli bezdusznymi, pragnącymi złości, kretynami. Ja byłem zupełnie inny. Różniłem się od mojego ojca. Pragnąłem osiągnąć coś więcej w swoim życiu. Chciałem móc spojrzeć w lustro bez obrzydzenia do samego siebie. - Możesz wejść - syknął, wiecznie niezadowolony Bart. Ruszyłem w stronę mojego wychodzącego poprzednika. Wyminąłem go wpełzając do pomieszczenia wypełnionego dymem papierosowym. Na przeciwko wejścia, za ciemnym, dębowym biurkiem siedział mój zleceniodawca. Uważnie przyglądał się teczce. Zająłem miejsce w brązowym, skórzanym fotelu na przeciw mojego towarzysza. - Chciałeś mnie widzieć? - zapytałem zdenerwowanym brakiem uwagi z jego strony. Podniósł wzrok wbijając go w moją twarz. - Oczywiście - przytaknął. Spuścił głowę szukając czegoś w stercie papierów, porozrzucanych po całym biurku. - Tym razem ta - podsunął pod mój nos fotografię.Na chwilę z moich płuc uciekł cały tlen. Nie mogłem złapać oddechu. Na zdjęciu uwieczniona była osoba, która od pewnego czasu regularnie powracała do moich snów. Nie byłem w stanie jej skrzywdzić. Na myśl nawijało mi się mnóstwo pytań. Czym mogła zawinić nastolatka? Kto mógł pragnąć jej bólu? - Nie zrobię jej tego - zdecydowanie rzuciłem kartką w stronę ojca. - Mylisz się - stwierdził. - Czemu miałbyś ja oszczędzić? Znasz ją? - zapytał podejrzliwie. - Tak - podrapałem się po głowie. - To znaczy nie. Tak jakby. Chodzi o to, że to jest tylko nastolatka. Jest w moim wieku - wytłumaczyłem. - Nie chcę jej zepsuć życia - dodałem w nadziei, że zrozumie. - Nie przesadzaj, Justin - warknął. - Nie taka była z tobą umowa. Moi kliencki płacą za swoje wymagania. Nie mogę ich wystawić do wiatru. Tak się nie robi w naszej branży - powiedział podniesionym tonem. - W naszej branży? - zakpiłem z niego. - W twojej branży. To ty miałeś wybór, a nie ja - krzyknąłem wyładowując złość. - Uważaj sobie - ostrzegł mnie. Dobrze wiedziałem co ma na myśli. Wiedziałem, że więcej tu nie wskóram. Wstałem, kierując się w stronę drzwi. - Justin - usłyszałem za sobą dobrze znany mi głos. Obróciłem się na pięcie w jego stronę. - Zapomniałeś o czymś - rzucił w moją stronę fotografią. Złapałem pozostawiony przedmiot i wyszedłem trzaskając drzwiami. Udałem się prosto do swojego pokoju. Zamknąłem drzwi na zamek, broniąc się przed nieoczekiwanymi gośćmi. Usiadłem pod ścianą wyrzucając w kąt zdjęcie. Melanie Leniwym krokiem zeszłam na dół, gdzie w kuchni czekała na mnie moja siostra - Ronnie. W każdy dzień z wyjątkiem niedzieli to ja szykowałam dla nas śniadanie. Ten obowiązek spadł na mnie z racji, że moja mama od samego rana pracowała. - Na co masz ochotę? - zwróciłam się do siostry, podchodząc do lodówki. - Naleśniki - zawołała radośnie podskakując na krześle. Włączyłam telewizor,wybierając na pilocie kanał muzyczny. Z głośników kina domowego popłynęła ulubiona piosenka mojej towarzyszki - Call Me Maybe. Dziewczynka z ożywieniem zaczęła śpiewać razem z Carly. Wyciągnęłam z lodówki wszystkie potrzebne składniki. Zabrałam się do przygotowywania posiłku. W mgnieniu oka wykonałam wszystkie czynności w skutek, których wyszedł przysmak całej rodziny. Nałożyłam je na talerze polewając wszystkie bitą śmietaną. Położyłam na stole nakrycia. Zabrałyśmy się do jedzenia. - Masz dzisiaj jakieś plany? - zapytałam przełykając kawałek naleśnika. - Chciałabym pójść do Jamie. Oczywiście pytałam o zgodę mamę. Na co ona nie miała nic przeciwko. - No to cię zaprowadzę - powiedziałam wstając od stołu. - Spotkajmy się za 30 minut na dole. Przytaknęła głową i pobiegła się ubrać. Pozbierałam wszystkie naczynia, wkładając je do zmywarki. W pokoju przebrałam się i delikatnie umalowałam. * Od dłuższego czasu powtarzałam układ w nadziei, że uda mi się wymyślić jego dalszą część. Powtarzałam kroki. I znowu. I znowu. I znowu. Cały czas ta sama pustka w głowie. Aż przy kolejnej próbie z mojej duszy wydobyły się nowe ruchy. Włączyłam muzykę, aby powtórzyć całą chorografię od samego początku. Kończąc układ, usłyszałam gromkie brawa. Speszona obróciłam się w stronę wydawanych dźwięków. Parę metrów ode mnie stał ciemny blondyn. Był ubrany w jeansowe spodnie z opuszczonym krokiem i czarną bluzę z zarzuconym kapturem na głowę. - Co tu robisz? - zapytałam zaniepokojona. - Często tu przychodzę - powiedział, podchodząc w moją stronę. - To w takim razie kim jesteś? - warknęłam. Stał w niewielkiej odległości ode mnie. - Justin - szepnął do mojego ucha. - Poznam twoje? - zapytał, przyciągając mnie do siebie. - Przestań - odepchnęłam go. Ruszyłam w kierunku drabinki prowadzącej w dół budynku. - Zaczekaj - złapał mnie za nadgarstek, obracając mnie w swoją stronę. - Czego? - syknęłam, wyrywając się z jego chwytu. - Źle mnie oceniłaś - stwierdził. - Nie sadze - upierałam się przy swoim. Weszłam na drabinkę. - Proszę, zostań - powiedział szybko, zanim zdążyłam zejść niżej. - Jeszcze moment - dodał spoglądając w moje oczy. - Po co? - zapytałam nerwowo. - Nie chce żebyś miała o mnie złe zdanie. Przemyślałam jego słowa w skutek czego wróciłam na dach. Usiadłam na krawędzi czekając na jakąkolwiek reakcje chłopaka. - Czego ty właściwie ode mnie chcesz? - zapytałam gdy mój towarzysz nie postanowił wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku. - Zwyczajnego milczenia - wbił wzrok przed siebie. Teatralnie przewróciłam oczami odwracając od niego głowę. Był tak bardzo wyluzowany. Cisza go nie krępowała. Nie wiedziałam co robić. Było to trochę niezręczne. Ukradkiem spojrzałam na mojego towarzysza. Ani na chwile nie oderwał wzroku od zatłoczonej ulicy. Dałam za wygraną i oddałam się swoim myślą. Jedyną osobą, która powracała do mnie w tym miejscu był mój tata. Zmarł nagle. Za szybko. Po pewnej nocy po prostu nie obudził się ze snu. Odszedł po cichu. Nikt się niczego nie spodziewał. Lekarze stwierdzili, że jego serce nagle przestało bić. Nie podali jakiejkolwiek przyczyny. Po prostu stwierdzili zgon nie zaspokajając naszej ciekawości. Nigdy nie chciałam, żeby mama spotkała kolejnego mężczyznę. Miesiąc po jego śmierci poczuła chyba brak bliskiej osoby i zaczęła randkować. Nie trwało to długo. Zaledwie dwa tygodnie po których moja mama stwierdziła, że nie znajdzie takie samego człowieka jak Andrew. - Przejdziemy się? - zapytał przerywając ciszę. - Dobra - odpowiedziałam bez emocji. Kiedy wstaliśmy zeszliśmy po schodach przeciwpożarowych na dół. W drodze do parku zapadła cisza. Nie przeszkadzała mi ona, a wręcz odpowiadała. Dobrze mi tak było będąc z kimś zatracać się w swoich myślach. Parę razy okrążyliśmy fontannę, która zajmowała się w centrum parku. Na drzewach dookoła znajdowały się opadające liście w kolorach jesiennych. - Poznam w końcu twoje imię? - zatrzymał się w trakcie robienia kolejnego kółka. - Po co? - wzruszyłam ramionami. - Tak jest lepiej - dodałam z uśmiechem na twarzy. - Jesteś tego pewna? -Absolutnie - zapewniłam go. Wziął mnie na ręce przerzucając przez swoje ramię. Zaczęłam się wyrywać i bić go po plecach. - Puść mnie - krzyknęłam na cały park. Zaraz po mojej prośbie wylądowałam w stercie liści, a na mnie poleciał Justin. - Więc... - czekał, rozkładając się na mnie. - Jak masz na imię? - dodał po chwili ciszy. - Melanie - nie wytrzymałam. - Teraz złaź ze mnie - zepchnęłam go zdenerwowana. Wstałam otrzepując się z pozostałości ziemi. - Ładne imię - stwierdził podnosząc się z ziemi. - Dziękuje - zironizowałam. - Ale teraz muszę już wracać. Poprawiłam szalik. Ruszyłam w drogę powrotną. - Do zobaczenia - krzyknął za mną. Nic mu nie odpowiedziałam znikając za drzewami. Justin Nie potrafiłem jej nic zrobić. Była taka delikatna. Miała wystarczająco swoich problemów. Bałem się rozmowy z ojcem. A gdy zadzwonił do niego telefon podczas wstępu naszej rozmowy odetchnąłem z ulgą. Bawiłem się kciukami ze zdenerwowania. Ojciec odłożył słuchawkę i skierował wzrok w moją stronę. - Dawaj kamerkę - wystawił rękę. - Nie ma na niej nagrania - spuściłem głowę. - Dlaczego? - warknął. - Mówiłem, że nie dam rady jej tego zrobić. To mnie przerasta. Zrozum - Nie obchodzi mnie to - wstał. - Masz jeszcze dwa dni. Nie che słuchać żadnych tłumaczeń wynoś się - walnął ręką o blat biurka. Bez żadnej odpowiedzi opuściłem jego gabinet, a zaraz potem dom. Nie wiedziałem gdzie się kierować. Byle jak najdalej od tego miejsca. Od autorki: Prosiliście mnie, abym zmieniła na profil bloggera. Tyle, że to jest mój pierwszy blog na blogspocie i nie wiem jak to zrobić. Jeżeli ktoś chce mi to wytłumaczyć to się nie obrażę. Oczywiście dziękuje za wszystkie komentarze. One naprawdę znaczą dla mnie bardzo wiele. Przy każdej notce przebijacie rekord. Czy przy tej też tak będzie? Droga Kiiwii, dzięki tobie dodałam ten rozdział dzisiaj chociaż miałam go dodać jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz