środa, 11 czerwca 2014

Rozdzial 4

Głęboki oddech. Jedno spojrzenie. Setki myśli przetaczających się przez głowę. Wołanie uświadamiające cię o byciu największą idiotką jaką znasz. Słowa, które bez żadnych racjonalnych myśli, zapoznały mnie z nieznajomym. Gęsia skórka przeszła po całym moim ciele. Zostawiła po sobie nieprzyjemne uczucie. Nie cały rok temu postanowiłam, że żaden chłopak nie zacznie mieszacz moimi uczuciami. Do takiej decyzji popchnęło mnie nieszczęście mamy. Skoro rany tak długo się goją i pozostawiają po sobie bolesne wspomnienia, w takim razie w jakim celu je dopuszczamy do naszego ciała? Czasami lepiej ominąć złe doświadczenia, które mają na nas zły wpływ przez resztę lat. Jednak nie możemy przechodzić obojętnie przez nasze życie. Nie jednym razem trzeba dostrzec rzeczy, które nas otaczają. Leniwie wysunęłam swoje ciało spod ciepłej pierzyny. Coraz częstszymi rankami brakuje mi lata, które witało mnie porannym słońcem. Czasami trzeba pójść na kompromis i docenić każdą porę roku. Jesień kochałam za kolorowe liście mieniące się w delikatnym słońcu. Latające po ulicach i tworzące zawieruchę wokół ludzi. Cudowne w takiej porze są wieczory spędzone pod kocem z kubkiem gorącej herbaty, czy też spacery w parku po szeleszczących liściach. Przechadzka taka jest przepełniona ciepłą atmosferą, choć temperatura pozostawia wiele do życzenia. Ospałym krokiem krokiem ruszyłam do łazienki. Wsunęłam się do kabiny w miedzy czasie zdejmując z siebie ubrania. Spryskałam całe ciało gorącą wodą. Namydliłam się ulubionym truskawkowym żelem, po czym dokładnie go spłukałam puszystą pianę. Owinęłam się miękkim, kremowym ręcznikiem dokładnie osuszając moje ciało. Wyszłam z kabiny, podchodząc do umywalki przy której przeprowadziłam dalsze czynności składające się na poranną toaletę. Przebudzona podeszłam do szafy przy której zdecydowałam się wybrać dzisiejszy strój. Za oknem panował dość słoneczny dzień, który pozwolił mi ubrać trochę cieńszy strój. Zdecydowałam odziać się w krótkie jeansowe spodenki, beżowe rajstopy i bluzkę z długim rękawem. Przejrzałam się w lustrze po skompletowaniu całego zestawu. Była niedziela co oznaczało, że nie musiałam dzisiaj zbytnio się starać. Dzisiejszy dzień należał do mojej mamy, która w ten dzień tygodnia nie chodzi do pracy. Uradowana, świadomością braku obowiązków, zbiegłam na dół. Mama i siostra siedziały już w kuchni i zacięcie rozmawiały. Przez cały tydzień nie mają wielu okazji do spotkania to całą Niedzielę spędzają na polepszaniu ich reakcji. Na śniadanie mama przygotowała kolorowe kanapki z moją ulubioną marmoladą. Bez żadnego słowa zabrałam się do jedzenia. - Co u Cassie? Dawno jej nie widziałam - spojrzała na mnie odrywając wzrok od Shalby. - Ostatni raz widziałam ją czwartek. Wtedy czuła się dobrze z tego co mi mówiła - skwitowałam na co mama przytaknęła bez zbędnych słów. Do moich rozmyśleń powróciła wspominana osoba. Zupełnie zapomniałam o niej przez te parę dni. Cass nie mieszkała daleko zaledwie dwie przecznice dalej. Mam lekkie wyrzuty sumienia, że ostatniego czasu poświęcam jej mniej czasu. Dawniej potrafiłyśmy się widywać codziennie bez żadnych przeszkód. Nie jestem w stanie określić co nas oddzielił. Czasami mam wrażenie że ma to związek z naszym przyjacielem Nate'm. Kiedy spotykaliśmy się w trójkę byliśmy bardziej zgrani. Parę miesięcy temu Nathaniel musiał wyjechać ze swoja rodziną do Nowego Jorku, gdzie firma jego ojca znalazła nowe zasiedlenie. Czasem łapie się na tym, że za nim tęsknie. Brakuje mi męskiego towarzystwa, któremu mogłam wszystko wyznać. Oczywiście Cassie jest dla mnie równie ważna, ale jednak jest dziewczyną. Czasami łatwiej gadać na niektóre tematy z osobą odmiennej płci. Teraz kiedy Nate mieszka w innym mieście nasze relacje straciły na ważności. Parę tygodni temu starałam się odbudować nasze relacje, ale nie mam tyle nerwów ile mi potrzebne. Moja przyjaciółka równie za nim tęskni, ale nie potrafi tego okazać. Kończąc ostatnią kanapkę odeszłam od stołu dziękując moim towarzyszką za miły poranek. Udałam się z powrotem do mojego pokoju, gdzie zajęłam się przeglądaniem stron internetowych. Dzisiaj moja rodzinka udaje się do dziadków gdzie ma spędzić nockę. Nie miałam ochoty na rodzinne spotkanie. Nie chodziło o to, że ich nie kocham. Bardzo ich kocham i szanuje, ale jutro jest szkoła do której muszę się przygotować. Oni mogą poczekać, często się z nimi widujemy. To popołudnie chciałam spędzić z Cassie. Chwyciłam za telefon z którego miałam zamiar z nią się skontaktować. Wybrałam numer blondynki i wraz z sygnałami czkałam aż odbierze. - Halo - usłyszałam, jak zwykle przepełniony radością, głos Cassie. - Hej - przywitałam się. - Słuchaj - rozkazałam. - Masz może ochotę na jakieś spotkanie? - zapytałam. - Z tobą? - przeciągnęła zabawnie ostatni wyraz. - Mhmm - mruknęłam cicho. - Zawsze - zaśmiała się radośnie. - O której? - przeszła do rzeczy. - Co powiesz na godzinę 14 w Barry's? - Z chęcią - wykrzyknęła wywołujący mnie nagły wybuch śmiechu. - To widzimy się za dwie godzinki. Do zobaczenia - powiedziała na pożegnanie. Nie miałam czasu jej nic odpowiedzieć, bo się rozłączyła zaraz po wypowiedzianych przez nią słowach. Zamknęłam laptopa z zamiarem wzięcia się za naukę do szkoły. Przejrzałam w ramach powtórki parę zeszytów. Nigdy nie lubiłam uczyć się bez konkretnego celu. Dokładniej mówiąc chodzi mi o zapowiedziane okazje typu sprawdzianu czy kartkówki. Z tego powodu często zyskiwałam nienajlepsze oceny z przysłowiowych niespodzianek nauczyciela. Po przeglądnięciu ostatniego zeszytu odłożyłam je na półkę obok. Spojrzałam na zegarek, który przypomniał mi o spotkaniu. Zostało mi zaledwie 30 minut. Zeszłam na dół, gdzie moja mama i siostra szykowały się do wyjazdu. - Wychodzę - rzuciłam zakładając buty. - Dobrze - odpowiedziała w trakcie przeglądania swojej torby. Chowając telefon do kieszeni, otworzyłam drzwi wychodząc na zewnątrz. Jak na koniec października na niebie utrzymywało się dość czyste słońce. Cieszył mnie taki widok. Do kawiarni było zaledwie pięć przecznic, które miałam zamiar pokonać słuchając muzyki z mojego Iphon'a. Dotarłam do celu zaskakująco szybko. Na miejscu czekała na mnie przyjaciółka. - Cześć - przywitałam się. - To co zawsze? - zapytałam dla pewności. Cassie przytaknęła jedynie bez słowa. Podeszłam do baru przy którym miły barman przyjął ode mnie zamówienie. Potem od razu zabrał się za swoją robotę. Całe popołudnie spędziłyśmy w miłych nastrojach. Co chwila wybuchałyśmy gromkim śmiechem. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak dobrze się bawiłyśmy. Mogłam jej o wszystkim powiedzieć. O wydarzeniach z kilku poprzednich dni. O tajemniczo poznanym chłopaku. O tym jak bardzo kogoś mi przypominał, ale nie mogłam skojarzyć faktów. Cassie dobrze mnie wysłuchała i w tych sprawach w których była w stanie to pomogła. Jestem jej bardzo wdzięczna bardzo mi dzisiaj pomogła. Cass ze zdenerwowaniem spojrzała na swój telefon, na który przyszedł sms. Głośno stukała w wyświetlacz odpisując danej osobie. Wydała się zmieszana i zezłoszczona. - Co się stało? - zapytałam, gdy wreszcie odłożyła telefon na stół. - Nic - schowała twarz we włosach, równocześnie zakrywając swoją złość. Jednak ja ją za dobrze znał by ją tak po prostu odprawić z kwitkiem. Poza tym na pierwszy rzut oka było widać, że coś ją trapi. - Co się stało? - powtórzyłam. - Nie okłamuj mnie - dodałam z ciszonym głosem. W dalszym ciągu siedziała ze spuszczoną głową nie wykonując żadnych ruchów. - Proszę - poprosiłam kolejny raz z nadzieją, że teraz poskutkuje. Potrząsnęła głową na zgodę. - Chodzi o Nate'a - zaczęła. - Coś mu się stało? - wyprostowałam się zaciekawiona i przyjęłam współczującą minę. - Nie - wycedziła. Wypuściłam powietrze wezbrane w moich płucach. - To czemu jesteś zdenerwowana? - zostałam totalnie zbita z tropu. - Wraca - powiedziała z zaciśniętymi zębami. Doznałam szoku, który wypuścił całe powietrze z moich płuc. Była to ostatnia rzecz o której mogłam dzisiaj myśleć. Jednak najbardziej zastanowiło mnie zachowanie Cassie. Czyżby zdążyła go znienawidzić? Po części ją rozumiałam. Od jakiegoś czasu nie pałałam do niego przyjacielską miłością. Nawet nie wiedziałam na jakim etapie zatrzymały się nasze stosunki. Wydawały mi się po prostu nijakie, obojętne. - Na ile? - zapytałam wracając do tematu po długiej chwili milczenia. - Tego nie wiem - syknęła. - Nie dostałam szczegółów od nasze kochanego Nowo Jorczyka - dodała, wypuszczając powietrze wezbrałe w napełnionej buzi. Chwyciłam ciepłą szklankę i upiłam ostatniego łyka mojego przysmaku z zamkniętymi oczami. Poprzez moją wybujałą wyobraźnie widziałam wydoroślałego Nate'a. Choć to musiała być sprzeczna informacja. Nikt nie dorasta w ciągu paru miesięcy. Z szczególnością nasz wiecznie dziecinny kolega. Często musiałyśmy znosić jego różnorakie humory. Zawsze stawiał na swoje, przez co ukazywał swoją upartość. Czasami potrafił zachować się dojrzale i porozmawiać o rzeczach nie dotyczących żartów. Pomagał ludzią w potrzebie, miał miękkie serce. Nigdy nie mógł bez reakcji przyglądać się krzywdzie innych. - Ma tu być za tydzień, góra dwa - wypowiedziała spoglądając na telefon. - Najbardziej boli mnie to, że teraz się do nas zwraca. W momencie w którym nie ma na kogo innego liczyć. Przypominam ci Mel, że to ten chłopak, który olewał nas przez całe tygodnie miesiące. Nie daj mu od razu tego co chce - spuściła głowę pod wpływem natłoku uczuć. Wszystko co powiedziała Cass było jak najszczerszą prawdą. Chciałam, żeby się myliła, ale on taki właśnie był. Odzywał się w chwilach wygodnych dla niego. - Ja już będę się zbierać, Cass - powiedziałam, wstając od stołu. - Nie ma sprawy. Do zobaczenia - rzuciła nawet nie podnosząc głowy w celu pożegnania się ze mną. Pchnęłam szklane drzwi oddzielające mnie od dworu. Na zewnątrz pogoda się zepsuła. Na ulicach zerwał się porywisty wiatr, a deszcz lunął jak z cebra. Liście oblegające chodniki zaczęły wirować pomiędzy rozproszonymi ludźmi. Poczułam ciarki przechodzące po całym moim ciele. W tym momencie pożałowałam decyzji podjętej przed moim wyjściem dotyczącej mojego okrycia, które teraz bardzo by mi się przydało. Bez głębszego zastanawiania się ruszyłam w drogę powrotną. Zacierałam żwawo ręce tworząc minimalne ciepło. Zdenerwowana wąchaniami pogody przyśpieszyłam kroku. Zawierucha z każdą sekundą nabierała na swojej mocy. Biegiem rzuciłam się w swoim kierunku. Niewyobrażalnie szybko dotarłam do swojego celu. Mokrymi rękami od kluczyłam mieszkanie. Zdjęłam buty, po czym popędziłam do swojego pokoju w którym przebrałam się w spodnie dresowe i zwyczajną koszulkę. Przemoczone włosy związałam w luźnego koka. Od autorki: No to nareszcie mamy czwarty rozdział. Przepraszam, że musieliście tak długo czeka, ale tak po prostu wyszło. Wiem, że nie jest jakimś najlepszym rozdziałem, ale mam nadzieje, że mnie za niego nie zabijecie. Czy u was w sobotę też spadł śnieg? Ale ja go kocham, kocham, kocham. Jednak dziwnie się patrzy na śnieg za oknem kiedy w radiu leci Whistle. :O No ale cóż, ważne, że wgl go zobaczyłam. :) Czekam na wasze komentarze. Mówicie co mam poprawić, czego nie rozumiecie. Rozumiem, że czasami coś opisuje źle, ale zapytajcie a ja na pewno to wyjaśnię :) A co do ciebie Fun, to Justin jest kim w rodzaju, kto wykorzystuje dziewczyny w celu późniejszych konsekwencji poniesionych przez nie. Ale na pewno w następnych rozdziałach zrozumiesz jego zawód. :d Dziękuje wszystkim za wasze komentarze, które dla mnie tak wiele znaczą. Podnoszą mnie na duchu przez co skaczę po całym pokoju

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz