środa, 11 czerwca 2014

Rozdzial 5

W całym domu wysiadł prąd podczas, gdy oglądałam kolejną komedie tego wieczoru. Siedziałam jak na szpilkach z latarką w ręku, trzęsąc się przy tym niemiłosiernie. Nienawidzę ciemności. Wszystko wtedy wydaje się podejrzane. Każdy światłocień na ścianie wywołuje w tobie emocje. Każdy szmer wydaje się zwiastować obecność nieznajomego. Każdy podmuch wiatru z otwartego okna wydaje się być oddechem składanym na twojej szyi. Jednak nic nie wydaje się być normalnym, na porządku dziennym. Wszystkie elementy składają się na przerażającą scenerie. Choć z zewnątrz mogłam się wdawać dość odważną dziewczyną, w środku dalej zachowywałam się jak dziecko. Po całym domu rozniosło się przenikliwe pukanie do drzwi. Na jego dźwięk wzdrygnęłam się, stając na proste nogi. Niepewnym krokiem ruszyłam w stronę wydobywającego się stukotu. Przyłożyłam rękę do drewnianych drzwi, a wraz z tym odczułam wibracje rozchodzące się po ich całej płycie. - Kto tam? - zapytałam drżącym głosem. - To ja - usłyszałam niewyraźną mowę dochodzącą zza ściany mojego domu. Uchyliłam ostrożnie drzwi w wypadku nieproszonego gościa. Z cienką szparą dostrzegłam ciemnego blondyna, którego wczoraj poznałam. Kiedy stał w środku wieczora pod moimi drzwiami, nie ufałam mu. Żałowałam, że dałam mu się do mnie zbliżyć podczas wczorajszego popołudnia. - Co tu robisz? - zapytałam pomniejszając dziurę pomiędzy futryną, a drzwiami. - Przechodziłem obok, gdy na zewnątrz wybuchła ogromna zawierucha - wytłumaczył pośpiesznie. - Skąd znasz mój adres? - zapytałam zdenerwowana. - Nie znam - wzruszył ramionami. - Już ci mówiłem, że tędy przechodziłem. Dopiero wtedy zauważyłam jak bardzo jest mokry. Co chwila poprawiał swoje przemoknięte włosy. Z jego ciuchów sączyła się woda. Zastanawiałam się co właściwie jest na rzeczy. Nie byłam pewna jego zapewnień. Wydawały się być niewiarygodne. - Jest tysiące innych domów w Atlancie. Chcesz mi powiedzieć, że trafiłeś akurat na mój? - zapytałam retorycznie przy czym zobaczyłam na twarzy chłopaka zmieszanie. - Daruj sobie - dodałam nie dając mu szansy na odpowiedź. Kiedy próbowałam zamknąć przed nim drzwi on podłożył nogę w szparę. - Zabierz nogę - syknęłam. On jednak stał nie ruchomo wpatrując się w moje oczy. Nic nie odpowiadał jedynie mi się przyglądał. - Zgoda - rozchyliłam drzwi z grymasem na twarzy drzwi. - Nie myśl sobie za wiele. Idziemy na strych - rozpromienił się. - Wybrać dla ciebie suche ciuchy - dodałam karcąc go wzrokiem. - Potem jak gdyby nigdy nic wracasz skąd przyszedłeś - pokierowałam go w stronę ostatniego piętra w moim domu. - Czemu tutaj jest tak ciemno? - mówiąc to rozglądał się po całym moim domu. Robił to z wielką dokładnością. Jakby chciał zapamiętać każdy szczegół. - Korki wysiadły - skwitowałam. Spuściłam schody, które prowadziły na odległy zakątek jakim jest mój strych. Udałam się po nich na górę, a zaraz z mną podążył chłopak. Od razu skierowałam się w stronę, pozaklejanie szczelnie, kartonów. Delikatnie odchyliłam wieko jednego z nich, a pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam był ulubiony sweter mojego ojca.Nigdy wcześnie nie miałam odwagi zaglądnięcia do tych pudełek. W nich było zamkniętych mnóstwo wspomnień, a ja nie miałam takiej odwagi żeby się z nimi zmierzyć. Wyciągając kolejne rzeczy ojca po policzku spłynęło mi kilka łez. Otarłam je dłonią starając się zachować spokój. - Wszystko w porządku? - usłyszałam ciche pytanie zza mojego ramienia. Rozpoznałam głos blondyna na którego głos moje ciało podskoczyło. Uspokoiłam się i w pełnej harmonii odwróciłam się w stronę Justin'a. - Pewnie - przybrałam sztuczny uśmiech. - Masz - podałam mu wygrzebane ciuchy. - Wiem, że nie są najlepsze, ale nie mam nic lepszego. Możesz się przebrać w łazience na dole. Pierwsze drzwi po prawo - powtórzyłam swój krzywy uśmiech. - Są świetne - rzucił zmierzając, w dół, do swojego celu. Odwróciłam się ponownie w kierunku pamiątek po ważnej dla mnie osobie. Zaczęłam wszystko na nowo przeglądać. Tym razem starał ukryć swoje emocje przed otoczeniem. Lekkie smużki światła padały na coraz to nowe, unoszone przeze mnie rzeczy. Wszystkie wspomnienia wróciły wraz z odzieniami ojca, w których on towarzyszył mi przez część mojego życia. Wreszcie dotarłam do bawełnianego swetra w romby na który spłynęła samotna łza. Bardzo za nim przepadał i nosił go w każde święta. Poczułam czyjąś rękę przejeżdżająca po moim ramieniu. Wzdrygnęłam się obsypując całe ciało ciarkami. Pospiesznie wytarłam mokry policzek i obróciłam się w kierunku mojego towarzysza. Był ubrany w ciuchy, które mu dałam. Były to spodnie dżinsowe i brązowy sweter. Śmiesznie na nim zwisały co wywołało u mnie szczery uśmiech. Nie mogłam się powstrzymać od cichego parsknięcia śmiechem. Zakryłam swoją reakcje w moich długich brązowych włosach. Nie mogłam dopuścić, aby ta sytuacja doprowadziła do stopnienia lodów pomiędzy nami, ponieważ w dalszym ciągu mu nie ufałam. Wynikało to z tego, że był tajemniczy i mało o sobie mówił. Justin chyba zauważył moje rozbawienie, bo zauważyłam na jego twarzy poddenerwowanie. - Przepraszam - uspokoiłam się prawie natychmiastowo i znowu przyjęłam pozycje nieufną. - Po prostu te ciuchy są na ciebie troszkę przyduże - powiedziałam obojętnie. Jedynie prychnął, nie odpowiadając na moje starania przeprosin. W milczeniu podszedł do mnie na odległość z której mogłam poczuć jego perfumy. Muszę przyznać, że pachniał zniewalająco. Jednak on w dalszym ciągu pozostawał w milczeniu. Kolejny raz tego dnia wlepił swój wzrok w moje oczy. Były koloru czekoladowego w których można było się rozpłynąć. Wydawało mi się, że już kiedyś w nich odpłynęłam Nie mogłam skojarzyć kiedy to było. Za wszelką cenę starałam się utrzymać spokój, którym on emanował. Z każda kolejną sekundą zbliżał się coraz bliżej, a ja coraz bardziej zatracałam się w jego zapachu. W końcu staliśmy przed sobą stykając się czubkami nosów. Byłam strasznie zdenerwowana na znak czego trzęsły mi się ręce jednak reszta ciała pozostawała w opanowaniu. Nie byłam pewna czego on właściwie chce. Praktycznie go nie znałam. Poznałam go zaledwie parę dni temu. Poczułam jego palce jeżdżące po mojej twarzy w obrębie policzka. Dawniej przejechane miejsce muskał swoimi wargami na co ja wzięłam głęboki wdech. Nie wylewałam żadnych moich uczuć na wierzch. Starałam się być obojętna. Starałam się być silna. Czułam jak zatraca się z moim zapachu. Jego usta wędrowały po całej mojej twarzy. Na kilka sekund odwróciła wzrok w nie znany mi punkt. Jakby się do czegoś upewniał. Po tej czynności przystąpił do akcji. Jednak na chwilę odchylił się obdarzając mnie ciepłym uśmiechem. Zbliżył wargi do moich ust łącząc je ze sobą. Nie chciałam pogłębić pocałunku. Jednak to było ode mnie silniejsze i zrobiłam to wbrew mojej woli. Rozpalone języki tańczyły ze sobą jak najlepsi przyjaciele. Po moim ciele zaczęła błądzić jego ręka, a druga do niej dołączyła. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Próbowałam się karcić w myślach, ale na marne. Nie miałam siły, aby mu się oprzeć. Coraz to bardziej zatracałam się w pocałunki. Jednak przypomniało mi się jak go mam traktować. Mam być obojętna. Nie zbliżać się. Wydawał się być osobą zwiastującą kłopoty. Więc co ja z nim robiłam? Przyłożyłam ręce do jego klatki piersiowej i stanowczo go odepchnęłam. Jego mina pałała złością gdy zorientował się, że już nie trwam w jego uścisku. Bałam się go. Zastanawiałam się do czego jest zdolny. - Przepraszam - usłyszałam mocny głos. Starał się nie przyjmować skruchy. Zauważyłam wtedy, że w głębi duszy ma jakąś wrażliwość. Nic nie odpowiedziałam. Stałam. Po prostu stałam zastawiając się jaki naprawdę jest. Z zewnątrz wydawał się okropnym chłopakiem igrającym z prawem, a z jego duszy starało się wybić dobro. Wiedziałam, że ma jakieś kłopoty z którymi próbuje się zmierzyć. Przyjmuje maskę. Ale co jeśli się mylę? Jeśli on już taki jest? Chuligan. Bezdusznik. Nie mogłam ryzykować. - Wynoś się - syknęłam starając się nie patrzeć na jego twarz. - Teraz - dodałam po zaobserwowaniu jego bezruchu. - Ale Melanie... - zająknął się. - Nie chcę cię tu widzieć - stwierdziłam, wymijając go w celu zejścia na dół. Ruszył momentalnie za mną i po krótkiej chwili znajdowaliśmy się na parterze mojego domu. - Poniosło mnie - wypowiedział zbliżając się do już otwartych przeze mnie drzwi. - Nie interesuje mnie to - rzuciłam nie spoglądając na niego nawet przez ułamek sekundy. Przez cały czas nie ruszał się z miejsca. Przez co chłód z otwartych drzwi dawał mi się we znaki. - Na co czekasz? - zapytałam. - Na specjalne zaproszenie? - odpowiedziałam za niego w formie pytania. - Spójrz na mnie - szepnął. Z goryczą odwróciłam się w jego stronę. Ciężko mi było na niego patrzeć Nie chciałam zacząć myśleć nieracjonalnie. - Naprawdę szczerze cię przepraszam. Już tak mam, że nie wyrabiam o sobie najlepszego zdania. Postępuje zbyt pochopnie. Zanim pomyślę, już to robię. Czasami żałuje takich decyzji przez długi czas. Jednak chciałbym żebyś mnie lepiej poznała zanim wyrobisz sobie o mnie pełne zdanie. Pamiętaj, że każda osoba zasługuje na drugą szansę. Choćby nie wiem jak okrutna była. W końcu ludzie się zmieniają. Jestem pewien, że ty też będziesz kiedyś w takiej sytuacji. Dlatego zastanów się czy warto oceniać kogoś przed dogłębnym poznaniem? Zacięcie myślałam nad jego słowami. Po części miał racje, ale człowiek na zmianę potrzebuje więcej czasu niż 5 minut. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Trafnie stwierdził, że kiedyś też mogę się znaleźć w takiej sytuacji. Przecież już od dawana wiadomo, że nie ocenia się książki po okładce. Może coś jest w jego słowach. - Dobrze - westchnęłam. - Wiedz, że jestem głupia i naiwna, ale się zgadzam. Zacznijmy wszystko od początku. Potrzebuje dzisiaj towarzystwa, ponieważ ciemne wieczory w pojedynkę to nie najlepszy pomysł - zamilkłam na kilka sekund chowając swój uśmiech w puszystych włosach. - Melanie Brown - wyciągnęłam rękę w jego stronę. - Justin Bieber - uścisnął moją dłoń w geście czysto przyjacielskim. Podeszłam do miejsca z którego dochodził chłód i zamknęłam otwarte drzwi. - W takim razie gdzie trzymasz jakieś lody? Mamy długi wieczór przed sobą. - W zamrażarce Jednak obawiam się, że brak prądu nie dodał im smaku. Zawsze można spróbować, może jeszcze nie straciły na swojej wartości. Choć za mną - chwyciłam go za nadgarstek ciągnąc w kierunku kuchni. Resztę czasu spędziliśmy poznając się nawzajem. Większości to ja opowiadałam o swojej rodzinie, przyjaciołach i i najgorszym przeżyciu w moich życiu czyli o utracie ojca. Justin jedynie od czasu do czasu wtrącał parę ciekawostek na temat swojej rodziny. Były to podstawowe informacje na temat ich wieku, imion czy zainteresowań. Nic szczególnego. Nie chciałam naciskać, bo wiedziała, że kiedyś sam mi o tym powie. Może dla niego to za wcześnie. Starałam się też zbytnio mu nie ufać. Nie chciałam zostać wykorzystana czy coś podobnego, ale ten wieczór uważam z udany. - Chyba musisz się zbierać - powiedziałam ruszając w stronę wyjścia. Chłopak zaraz poszedł w moje ślady. - Faktycznie - powiedział zerkając na swojego Iphon'a. - Późno już. Troszkę się zasiedziałem - odłożył telefon na swoje miejsce. Próbowałam dać mu znaki, żeby nie myślał sobie, że całkowicie się do niego przekonałam. - Do zobaczenia - powiedziałam popędzając go z wyjściem. - Do zobaczenia - powtórzył. Gdy zauważyłam, że chce się do mnie przytulić pospiesznie złapałam go za rękę na pożegnanie. On jedynie coś mruknął pod nosem i spuścił głowę. - Mam nadzieje, że się jeszcze spotkamy - rzucił otwierając drzwi. Po chwili wyszedł machając mi wesoło. Patrzałam przez okno jak ostatni raz zerka na mój dom i odchodzi w drogę powrotną. Właściwie to nie byłam pewna co myśleć o tym zdarzeniu. Miałam mieszane uczucia. Zachowywał się jakby kryły się w nim dwie postacie. Jedna to nie liczący się z nikim chłopak, a druga to wrażliwy Justin, którego chciałam lepiej poznać. Mam nadzieje, że kiedyś dowiem się kim tak naprawdę jest. O mnie już wie wszystko, czekam na jego kolej. Ale nie mogę bezgranicznie mu ufać. Muszę pamiętać, że go prawie nie znam. Od autorki: No to mamy 5 rozdział. Wiem, że nie jest najlepszy, ale mam nadzieje, że z każdym kolejnym rozdziałem będzie lepiej. Krótki bo krótki, ale obiecuje następny o wiele dłuższy. Mam nadzieje, że się na mnie nie zawiedliście i mnie nie opuścicie :d Zmieniłam wygląd, bo tamten różowy mnie już troszkę denerwował i no niech będzie już ten szary :* Dziękuje za wszystkie komentarze, które zostawiacie pod moimi rozdziałami. One naprawdę mi pomagają i pomagają w dalszym pisaniu. Więc jak ktoś jeszcze czyta i nie komentował to proszę, żeby wyraził swoja opinie. Ona jest dla mnie bardzo ważna. Musze wiedzieć co poprawiać. :) Ps. Zawsze zapominam napisać, a to WAŻNE. Postanowiłam pisać o Justinie w wieku 18 lat. Wiem, że chyba w 1 rozdziale pisałam, że będzie miał 16 lat, ale zmieniłam zdanie. Pisze to po to, żeby nie było jakiś niedomówień. A zresztą w zakładce HEROES jest prawidłowy wiek ( 18 lat ). #MuchLove Thatly Brown o 02:08 Udostępnij 23 komentarze: Magda Ski8 listopada 2012 03:10 cudowny rozdział,uwielbiam to opowiadania,ciekawe kiedy Melanie zorientuje się,że to właśnie on ją wtedy uratował ;D http://cheat-fate.blogspot.com/ Odpowiedz Natka♥8 listopada 2012 11:48 po pierwsze, świetny wygląd Przypadkowo trafiłam na Twój blog i od razu się w nim zakochałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz