Po jego ciele rozchodziła się zmęczona skóra. On sam bezwładnie spoczywał na szpitalnym łóżku. Był unieruchomimy. Nie wykazywał żadnego gestu zaprzeczającego tej tezie. Na jego tors spływały moje żałosne łzy. Rzucałam się na niego, oplatając kurczowo jego ramiona. W moim gardle rosła coraz to większa gula. Rozpychała je powodując nieznośne uczucie. Budząc się, z przejęciem podniosłam swój tułów do pionu. Czułam ja po mojej twarzy spływają gorzkie łzy. Całe moje ciało było oblane słonym potem. Dość często powracał do mnie ten widok. Można by powiedzieć, że każdej nocy od dwóch lat. Jedynym przerywnikiem była jedna noc, której śniłam o Justin'ie, kiedy go poznałam. Wracając do Justin'a. Dni mijały zgodnie z moją wolą. Trzymałam się z dala od niego. Nie utrzymywałam z nim kontaktu od afery ze zdjęciami. On również zbytnio nie starał się o powrót dobrych stosunków ze mną. Z każdym kolejnym dniem utwierdzałam się w tym, że jest zwyczajnym kobieciarzem. Dzięki tej sytuacji ociepliłam swoje stosunki z Cassie. Od tamtego czasu nasza przyjaźń miewała się naprawdę dobrze. Z reguły nie umiałam rozmawiać o swoich uczuciach, ale wtedy otworzyłam się przed Cass. Wyznałam jej całą prawdę o moim przyjacielu. Choć już o byłym przyjacielu. Wtedy ona była dla mnie bardzo ważna, ponieważ tylko jako jedyna potrafiła racjonalnie ze mną rozmawiać. W odróżnieniu do mnie zachowywała spokój, który balansował nasze relacje. Byłam pewna, że chciała odwdzięczyć mi się za te wszystkie lata, gdy to ja wspierałam ją. Jednak na ten moment miałam już dość rozmyślania na temat Justin'a. Byłam przekonana, że nie zasługuję już na moją uwagę. Otrzepałam moje myśli wstając z mojego legowiska. Od razu skierowałam się w stronę łazienki. Wchodząc do środka do moich nozdrzy dostał się dobrze już znany mi zapach. Była to mieszanina truskawkowego żelu pod prysznic, miętowej pasty do zębów oraz moich ulubionych perfum. Ten aromat towarzyszył mi każdego ranka. Wykonałam po kolei stałe czynności. Zawsze uważałam ten moment dania za mój ulubiony. Jednak w tym okresie mojego życia nawet te czynności wydawały się zupełnie zwyczajne. Przeżywałam je bez zbytniej namiętności jak to zwykłam robić. Odświeżona wyszłam z łazienki, aby wybrać ciuchy. Po ich skompletowaniu wróciłam z powrotem do niej, aby się ubrać. Wciągnęłam na nogi czarne, kryjące rajstopy. Zaraz za nimi wsunęłam na siebie granatową, jednolitą sukienkę przed kolano. Rękawy jej sięgały kawałek za łokcie. Uwielbiałam się tak ubierać. Czułam się wtedy jak... Jak piórko. Jak płatek śniegu spadający bezwładnie na ziemię. Jak kropla rosy opływająca źdźbło trawy. Jak koliber fruwający pomiędzy olbrzymimi drzewami. Czułam się sobą. Drobną, skromną sobą. Chciałam pozostać już taką na zawsze. Maznęłam oczy eyeliner'em oraz rzęsy tuszem. Nie robię tego codziennie ze względu na surowe reguły panujące w mojej szkole. Teraz, gdy nadszedł czas przerwy świątecznej mogłam robić to do woli. Skończywszy ostatni raz przejrzałam się w lustrze. Zaraz potem wyszłam z mojego pokoju kierując się prosto do salonu. Moja mama również ma wolne. Jej szef strasznie ją szanuje, więc od czasu do czasu daje jej wolne wbrew woli samej zainteresowanej. Gdy zeszłam na dół zauważyłam moją rodzinkę, która była w trakcie ubierania choinki. Uwielbiałam nasze świąteczne drzewko. Było gęste, grube, a bombki powieszone na niej wyglądały jak pączki zatopione w maśle. - Czemu na mnie nie zaczekałyście? - zapytałam z wyrzutem w głosie. Muszę przyznać, że choinka w ich wykonaniu wyglądała olśniewająco. Wspaniałe złoto-czerwone łańcuchy dodawały jej puszystości. - Jakbyśmy tak zrobiły to nie wiem czy zdążylibyśmy ubrać ją przed świętami - odpowiedziała żartobliwym głosem moja mama. Zaraz potem całe towarzystwo wybuchło gromkim śmiechem. Zauważając, że nie mam już w czym pomóc, usiadłam przed telewizorem. Włączyłam go i od razu zaczęłam omijać wszystkie programy informacyjne. Po czasie zwykłej skakanki po kanałach dojechałam do MTV, gdzie się zatrzymałam. Ostatnio nawet odcinki nowych programów muzycznych nie były w stanie mnie zaciekawić. Niespodziewanie po cały domu rozeszło się delikatne pukanie do drzwi. Ze zrezygnowanie podeszłam do drzwi z myślą, że reszta domowników mnie w tym nie wyręczy. Energicznie szarpnęłam klamkę po uprzednim jej naciśnięciu. To co ujrzałam po drugiej stronie progu przeszło moje najśmielsze domyślenia. Ostatnią osoba jaką bym się tu spodziewała był właśnie Nate. Był przybity, smutek sączył się strumieniami z jego wnętrza. Staliśmy przez chwilę w kompletnej ciszy, jedynie od czasu do czasu spoglądaliśmy na siebie nawzajem. Nie wiedziałam od czego zacząć rozmowę. Gdyby nie wyglądał jak wygląda na pewno już dawno zamknęłabym drzwi przed jego nosem. - Cześć - powiedział ledwo słyszalnym głosem. Martwił mnie jego nietypowy wyraz twarzy. - Cześć - powtórzyłam bez zbędnych ogródek. - Możemy się przejść? - wypowiedziawszy to schylił głowę z przerażenia. Przez chwilę rozmyślałam nad jego propozycją. Nie byłam pewna jaką decyzję podjąć. Wydawało mi się, że sprowadzają go do mnie poważne problemy. - Zgoda - westchnęłam ubierając buty. Zaraz potem założyłam płaszcz i szalik. - Wychodzę - rzuciłam na pożegnanie z moją rodziną. Nie czekałam na pozwolenie Wyszłam razem z przyjacielem przed dom, po czym skierowaliśmy się w stronę pobliskiego parku. Przez całą drogę do naszego celu nie zamieniliśmy ani słowa. Dopiero gdy tam dotarliśmy rozpoczęliśmy nieśmiałą rozmowę. - Słucham - zapoczątkowałam oschle. Nie będę rzucać mu się w ramiona. - Wróciłem - powiedział słabym głosem. - Na stałe - dodał po chwili. - Nate! Na litość boską. Wyciągasz mnie z domu. Udajesz przybitego. Manipulujesz mną abym się z tobą spotkała. A to wszystko po to, aby powiedzieć, że wróciłeś? - wybuchłam. - Po co odgrywasz tę całą szopkę? - Melanie, daj spokój! - powiedział z wyrzutem w głosie. - Ja wcale nie udaje. Czuję się jakby całe moje życie legło w gruzach. Musiałem wrócić do Atlanty. Od kiedy wyjechaliśmy mojemu tacie wiecznie brakuję pieniędzy. On strasznie się zmienił. Każdego wieczoru po powrocie z pracy wyżywał się na mojej matce. Nie panował na sobą. Musieliśmy uciekać - do jego oczu napłynęły łzy. - On po prostu zwariował. Zatkało mnie. Kompletnie mnie zatkało. Spodziewałam się sentymentalnej gadki o tym jak to żałuje, że nie utrzymywał ze mną kontaktu. Jednak to co powiedział przeszło wszystkie moje domysły. Było mi strasznie głupio za to co powiedziałam nie tak dawno. - Przepraszam - spuściłam głowę. - Nie wiedziałam. - Mel - podniósł mój podbródek palcem wskazującym. - Ja się nie gniewam - zbliżył się do mnie i przytulił najmocniej jak umiał. - Jedynie proszę cie abyś mi wybaczyła - odsunął się, aby spojrzeć mi prosto w oczy. W mojej głowie zebrał się nagły natłok myśli. - Oczywiście, że ci wybaczam - wtuliłam się w niego kolejny raz. - Wiem jak to jest stacić bardzo bliską osobę. Pomogę ci to przetrwać - wstałam na równe nogi. - Choć, pokażę ci pewne miejsce - chwyciłam go za rękę, ciągnąc go za sobą. * Przed nami rozpościerał się piękny widok obejmujący całą Atlantę. Obecnie całe miasto zasypane było warstwą białego puchu. Miejskie uliczki ozdobione były lampkami świątecznymi. W tym sezonie Atlanta prezentowała się cudownie. Spojrzałam na zachwycone oczy chłopaka, pożerające widoki przed nimi. Cieszyłam się, że znowu mogę odczuwać jego bliskość. - Jak znalazłaś to miejsce - zapytał jakby był w transie. - Mój tata mi je pokazał. Kiedy umarł przychodziłam tu codziennie przez dwa tygodnie. Dzień w dzień właśnie w tym miejscu zastanawiałam się czy poradzę sobie w dalszym życiu. Wszystkie przemyślenia odkładałam głęboko w sercu, aby w odpowiednim czasie z nich skorzystać. Teraz rówież, gdy nie mogę sobie z czymś poradzić, przychodzę tu i myślę. Wytężam wszystkie komórki mojego ciała i łączę je z miastem tętniącym życiem. Z reguły pomaga. Wydaje mi się, że możesz spróbować. Jeśli chcesz mogę cie tu zostawić, abyś pomyślał w samotności. - Zostań - zatrzymał mnie łapiąc moją rękę. - Potrzebuję towarzystwa. W Nowym Jorku byłem zupełnie osamotniony. Nie miałem znajomego z którym mógłbym porozmawiać. Mama chciała mi go zastąpić, ale to nie było to samo - westchnął. - Zostanę - puściłam do niego najcieplejszy uśmiech na jakiego było mnie stać. Chwilę obserwowałam go. Wydawało mi się jakby przez jego głowę przechodziła masa myśli. Uśmiechnęłam się w duchu, bo byłam prawie pewna, że to mu pomoże. Z radością zwróciłam się przed siebie, aby dalej przyglądać się bożonarodzeniowemu wystrojowi miasta. Cieszyłam się, że to miejsce może jeszcze komuś pomóc. Wsłuchując się w uliczny rytm w mojej głowie zaczęła powstawać nowa chorografia. Już dawno nie miałam takiego natchnienia. Chciałam wstać, aby przelać wszystkie moje pomysły na ciało, ale nie chciałam tego robić w obecności Nata. Jedynie odważyłam się na skromne ruchy ramion Tak małe, aby mój towarzysz nie był w stanie ich dostrzec. - Yhmm... - usłyszałam ciche chrząknięcie dobiegające zza moich pleców. - Czy mogę przeszkodzić? Na dźwięk jego głosu moja twarz zesztywniała. Powoli zaczęłam się podnosić do pionu. Nie wiedziałam jak się zachować. Przez cały ten czasy, gdy się do mnie nie odzywał byłam przekonana, że już się nie zobaczymy. Myliłam się. - Justin? - zapytałam z niedowierzaniem. - Tak, to ja - odpowiedział cicho i wstydliwie. Wyglądał na zażenowanego. Ze zdenerwowania drapał się po twarzy marszcząc przy tym nos. - Chciałem porozmawiać - schylił głowę. - Na osobności - dodał spoglądając ukradkiem na Nata. - Ok. Już się zmywam - powiedział ruszając na przeciwną stronę dachu. Justin podszedł w moim kierunku, po czym usiadł na krawędzi budynku. Poszłam w jego ślady wykonując tą samą czynność. - Muszę powiedzieć ci coś ważnego - przełknął głośno ślinę. - Słucham - zezwoliłam bez żadnych zbędnych emocji. - Chodzi o tę zdjęcia. Długo zastanawiałem się czy wyjawić ci prawdę. W końcu sie na to zdecydowałem - przerwał na chwilę. - Melanie nie znam cię zbyt dobrze, ale czuję do ciebie więcej niż sobie wyobrażasz. Musisz wiedzieć, że gdy poznasz całą prawdę nie będzisze mogła się do mnie odzywać. Szczerze wątpię, że będziesz chciała mnie jeszcze zobaczyć - wziął głęboki wdech. - Mój ojciec prowadzi ciemne interesy. Muszę dla niego pracować ze względu na to, że mnie szantażuje. Zupełnie nie podoba mi się to co on robi, ale nie mam na to żadnego wpływu. Mianowicie zajmujemy się dość nietypowymi zleceniami naszych klientów. Fotografie osób, które znalazłaś w mojej szufladzie były mi przydzielone. Gdy zobaczyłem twoje zdjęcie wśród nich jeszcze mnie nie znałaś, ale je ciebie owszem. Nie wiem czy pamiętasz, ale gdy w październiku w twoją stronę sunęło rozpędzone auto, zepchnąłem cię z pod jego kół. Od tamtej pory nie mogłem przestać o tobie myśleć. Zaczarowałaś mnie swoim spojrzeniem, dlatego nie byłem w stanie zrobić ci krzywdy. Próbowałem oddać zlecenie innemu pracownikowi, ale to nie było takie proste jak mi się wydawało. Mijały tygodnie, a mój ojciec coraz bardziej niecierpliwił się za nagraniem w którym miałem Cię... - przerwał. - miałem Cię wykorzystać - odważył się z goryczą w oczach. - Nie mogłam tego zrobić. Na razie udało mi się przekonać ojca, aby przełożył twoje zlecenia, ale to nie będzie trwało wiecznie - z jego oka spłynęła samotna łza. - Proszę uważaj na siebie - uścisnął mnie z całej siły. - Jak będzie trzeba pomogę ci się z tego wydostać. Jednak na razie będzie lepiej jak się będziesz trzymać ode mnie z daleka - spojrzał mi w oczy i przeszył mnie swoim piorunującym wzrokiem. Byłam przerażona, ale zarazem szczęśliwa, że powiedział mi całą prawdę. Nie chciałam go stracić w tym momencie. Za wiele raz pomyliłam się co do niego, gdy to on był przykładnym człowiekiem. - Proszę, daj mi jeszcze jedną szansę - ruszyłam za nim, gdy dostrzegłam, że odchodzi. - Proszę, damy radę - rzuciłam się na niego z płaczem. - Proszę - powtórzyłam łamiącym się głosem. - To nie będzie możliwe - odepchnął mnie, ruszając w stronę drabinki. Z moich oczu poleciały gorzkie łzy. Nate natychmiastowo znalazł się obok i wziął mnie w swoje ramiona. Nie zadawał zbędnych pytań. Za to go najbardziej ceniłam. Czułam się jak największa idiotka. Odtrącałam Justin'a myśląc, że jest zwyczajnym kobieciarzem. Tak naprawdę nie był niczemu winny. Był pokrzywdzony przez los. Ja po prostu straciłam uczciwego człowieka. Definitywnie straciłam. Od autora: Kompletnie nie mam pojęcia co myśleć o tym rozdziale. Dlatego ocenę pozostawiam dla was. Strasznie jest mi przykro z tego powodu, że pod ostatnim rozdziałem pojawiło się tylko 10 komentarzy. To jak do tej pory najmniej. Chciałam się dowiedzieć co zrobiłam nie tak. Dlatego proszę napiszcie w komentarzach jakieś spostrzeżenia do których mogę się zastosować i poprawić. Nie wiem, może to wina tego, że mnie tak długo nie było. A może są jeszcze osoby, które czytają, a jeszcze nie skomentowały. Skoro takie istnieją to proszę, żeby się ujawniły. Naprawdę zależy mi na waszej opinii
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz